Notatki z ucieczki, 5 września – Sex on the Mango

Kochany dzienniku,

Niebo wreszcie zaprzestało obrzucania nas żabami. Nareszcie. Zrobiło się na tyle ciepło, że podjęliśmy udaną próbę zanurzenia się jeziorze. Było dobrze. Prognoza pogody daje nam szansę na powtórkę w kolejnych dniach.
Ucieczkowy poniedziałek zaczęliśmy ciemnym świtem, kiedy odebraliśmy z Lipnicy Mikołaja. Przy śniadaniu w skrócie sprzedaliśmy mu założenia typologii z artykułu Stewarta i rozpoczęła się kolejna prezentacja dnia. Jej tematem był

Magiczny krąg i Rytuały Przejścia

Magiczny krąg to pojęcie często używane w ludologii. Jak nietrudno się domyślić, jego korzenie znajdują się w rytuałach magicznych. We współczesnych praktykach służą magom do koncentracji energii. Dawniej ich rolą było zabezpieczenie przed wydostaniem się do świata zewnętrznego bytów przywoływanych w trakcie rytuału.
Szukając dalej, zarówno w czasie jak i przestrzeni, można odnaleźć je w indyskich mandalach i yantrach, a jeśli wrócić do Europy i głębiej zanurzyć się w historię, można natknąć się na nie w antycznej Grecji. Temenosy były strefami sacrum, skrawkami ziemi wydzielonej spod jurysdykcji władców i królów. Akropol i Delfy – to najbardziej znane przykłady.
Do ludologii pojęcie to wprowadził Johan Huizing w pierwszej, ważnej książce analizującej gry, czyli Homo ludens: a Study of Play Element in Culture. Pisze tam:

All play moves and has its being within a play-ground marked off beforehand either materially or ideally, deliberately or as a matter of course. Just as there is no formal difference between play and ritual, so the consecrated spot cannot be formally distinguished from the play-ground. The arena, the card-table, the magic circle, the temple, the stage, the screen, the tennis court, the court of justice, etc, are all in form and function play-grounds, i.e. forbidden spots, isolated, hedged round, hallowed, within which special rules obtain. All are temporary worlds within the ordinary world, dedicated to the performance of an act apart.

Dlaczego zajmowaliśmy się definicjami magicznego kręgu? Potraktowaliśmy to jako wstęp do dyskusji o rytuałach przejścia i ich strukturze, którą zdefiniował w swoich pracach Gennep i Turner.
Mierzyłem się z tym tematem wcześniej, ale dopiero teraz, podczas ucieczki, udało mi się poskładać to sobie wszystko w głowie.
Omówiliśmy więc kolejne fazy rytuału, czyli

fazę wyłączenia (faza separacji, preliminalna)
fazę marginalną (okres przejściowy, liminalna)
fazę włączenia (faza integracji, postliminalna)

oraz zastanowili jaką formę przybierają w trakcie larpów. Położyliśmy w ten sposób podwaliny pod wieczorną dyskusję o warsztatach pre- i postgame, które łatwo umiejscowić w końcówce fazy separacji i początkach fazy integracji.
Nasuwa się pytanie: dlaczego traktować larp jak rytuał? Odowpiedzi na to pytanie udzielił sam Turner. Rytuał to proces, w którym jednostka lub zbiorowość oddziela się od świata (separacja), zawiesza swoją tożsamość (okres przejściowy), by z nową tożsamością włączyć się do społęczności. Postrzyżyny, ślub, ceremonia odebrania dyplomu na uczelni, stanie się mężczyną i wojownikiem – to typowe rytuały, zwane liminalami. Samą fazę liminalną najczęściej charakteryzuje odosobnienie, testy, sprawdziany możliwości, utrata statusu, nawet tożsamości i przynależności płciowej a czasem, w przypadku zbiorowości – powstanie tzw communitas. Communitas to grupa, która przechodząc wspólnie przez rytuał na czas jego trwania formuje nowe zasady społeczne, które działają tylko podczas tej właśnie fazy rytuału.
Jeśli rytuał przebiegnie nieprawidłowo, mogą stać się dwie rzeczy. Jednostka lub grupa wróci do statusu obowiązującego przedtem, lub ukształtuje się (w przypadku grup) nowy communitas; zasady, które miały obowiązywać tylko przejściowo, stają się zaczynem nowej społeczności i nowych, trwałych reguł.
Turner zauważył, że w społeczeństwach postindustrialnych liminale, czyli rytuały o charakterze sacrum, występują coraz rzadziej. Zastępuję je doświadczenia, które mają charakter doświadczenia liminalnego, ale nie zawierają elementy kryzysu osobowościowego, prowadzącego do narodzenia się nowego ja. Nazwał je liminoidami. Ich przebieg to właśnie nieudany liminal, w którym po zakończeniu okresu przejściowego powraca się do status quo sprzed wyjścia, lub formuje się nowy communitas.
Liminoidem jest więc koncert rockowy, mecz piłkarski i larp.
Czy to coś zmienia? Nie. Czy pozwala spojrzeć na nasze hobby z innej strony i czy otwiera nowe ścieżki poszukiwań? Zdecydowanie tak. Do czego zachęcamy.

Podczas popołudniowego spaceru zrobiliśmy szybką sesję konfrontacji. Wieczorem zaś rozpoczęliśmy planowaną dyskusję o warsztatach.
Szybko rozprawiliśmy się z warsztatami pregame. Są potrzebne, przydatne, sprawdzają się świetnie jeśli mamy do czynienia z doświadczonymi graczami i są nieodzowne, gdy pojawiają się na grze nowi. Szybko zamknęliśmy temat, cezurą stało się odnalezienie i uruchomienie e‑shishy, którą wypsoażyliśmy w dwa cartridge: mango oraz sex on the beach. Otulenie egzotycznym oparem wydobywającym się z urządzenia, którego istnienia nie podejrzewaliśmy wcześniej, przeszliśmy do rozmowy o warsztatach postgame.
Nie jest z nimi łatwo.
Cel jest prosty. Wyjść z roli, pozostawić cześć emocji (zwłaszcza tych negatywnych za sobą), rozłączyć współgraczy od ich postaci. Niestety, raczej nie pomogą w tym wszelkiego rodzaju ćwiczenia ruchowe, które tak dobrze sprawdzają się jako otwieracze. Dobrze, jeśli czynność wyjścia z roli możemy w jakiś sposób zrytualizować. Zdjąć z siebie postać razem z kostiumem, czy nawet identyfikatorem, zmyć charakteryzację i makijaż. Jeśli w grze nie ma dodatkowych strojów, jest inne rozwiązanie: MG może pomóć taki proces zwizualizować.
Kolejny trik to uczulenie graczy, aby w trakcie debriefingu opowiadali o grze w trzeciej, a nei pierwszej o sobie. To, co będą mówić, powinno odnosić się do ich postaci i pomoże odzielić ją od gracza – zarówno w oczach innych, jak i ich własnych.
Szampon zaproponowała ćwiczenia oddechowe. Mikołaj speedthanking, krótką rundę w której każdy stara się podziękować innemu graczowi za coś dobrego, czego doświadczył od niego w trakcie larpu. Chyba Piotrek zaproponował powtórną rundę przedstawiania się, dzięki której wrócimy do własnych imion (dobry pomysł zwłaszcza, jeśli w larpie uczestniczą osoby, które wcześniej się nie znały). Nasze pomysły na pewno nie wyczerpują katalogu dostępnych narzędzi, ale pozostajemy z uczuciem pewnego niedosytu.
Wolelibyśmy znać ich więcej, wiedząc, jak bardzo są niezbędne.