Notatki z ucieczki, 8 września – mała, gorzka pigułka

Kochany dzienniku,

Dzisiaj po raz pierwszy zmieniliśmy drastycznie program dnia. Rano, zamaist prezentacji o mojej ukochanej Zapomnianej Królowej, zrobiliśmy dużą i obfitą dyskusję na temat designu dla normalsów. Jesteśmy w idealnym teamie, żeby dzielić się spostrzeżeniami na ten temat. Mikołaj, pracując przy okazji polsko-duńskich blockbusterów ma swoją unikalną  perspektywę. My z Piotrkiem, po kilkunastu larpach przeprowadzonych w tych roku dla muzeów i innych jednostek publicznych – zupełnie inną. Skałą uzupełnił nasze spostrzeżenia swoimi, zdobytymi również podczas obozów erpegowych i larpowych. Oto skrót naszych obserwacji i garść wniosków, które może kiedyś, komuś się przydadzą.

Po pierwsze i najważniejsze, z normalsami pracuje się świetnie. Pod warunkiem że nie jest to event dla korpo. Wtedy pracuje się fatalnie.
Dlaczego tak jest? Otóż zwykły człowiek, który dopiero co usłyszał o larpach i chce wziąć w nich udział Naprawdę Tego Chce. Pokonał wewnętrzne obawy, strach przed nieznanym i zdecydował się – w swoim mniemaniu – skoczyć na głębszą wodę. Taki gracz to często skarb. Jest w nim entuzjazm, otwartość i odwaga. Cenne skarby, których często pozbawienia są na larpowych imprezach sami larpowcy.
Imprezy integracyjne dla korpo to druga, ciężka strona medalu. Zazwyczaj zaczyna się zamówieni, które skłąda dział marketingu gdy chce czegoś nowego. W tym samym czasie, w tej samej firmie, pracownicy chcą dobrego cateringu. Na temat imprez i larpów dla korporacji można napisać nie tylko całą notkę, ale i książkę. Dlatego porzućmy temat w tym miejscu z jedną radą. Jeśli chcemy robić larp dla firmy X, bardzo dobrze upewnijmy się kim będą nasi gracze i czego naprawdę potrzebują. Najczęściej wiemy tylko, czego chce Pan/Pani Prezes i w/w dział marketingu lub HR.

Kolejna sprawa to bariera wstydu. Bez trudu pokonamy ją przy pomocy technik warsztatowych i naprawdę, nie powinniśmy z nich rezygnować. Nawet jeśli uczestnicy początkowo mają obiekcje, rozwiejmy je przemyślanym doborem ćwiczeń.

Jeśli mamy do czynienia z samymi (lub przeważającą większością) nowych uczestników, zaprojektujemy dla nich grę w której otrzymają od nas raczej sytuację niż postać. Odgrywanie roli innej niż Ja vs dziwne wydarzenia często może sprawić im dyskomfort. Nasze doświadczenia pokazują, że nie zawsze tak jest, ale czasem lepiej dmuchać na zimne. W polskich szkołach brak zajęć teatralnych, nie organizuje się przedstawień. Nie jesteśmy przygotowani do odgrywania ad hoc i jest to dla nas stresujące. W obiegowej opinii aktorstwo jest trudną sztuką, wymagającą nie lada umiejętności. Można walczyć z tym mitem, wciągając nowych graczy do gry stopniowo. Lepiej jednak nie podwyższać im bariery wejścia obowiązkiem wcielania się w postać. Idealnie jest dać im taką możliwość, ale jako opcję do wyboru.

U nowych graczy nie powinien też dziwić nas niższy poziom immersji. Obserwacja takiego zachowania odruchowo wzbudza w nas, MG, wzmożoną czujność. Niepotrzebnie. Nowi odruchowo potrafią włączać/wyłączać grę i offtopować. Na szczęście  offtop nie jest u nich oznaką znudzenia grą czy ignorowania jej zasad, jak nagminnie przydarza się to w przypadku larpowców. To raczej forma komentarza, podobnego do komentarza wygłoszonego półgłosem do towarzysza wyprawy do kina. Można zwrócić na to uwagę, jeśli będzie się to powtarzać, aczkolwiek w miarę możliwości lepiej zrobić to po zakończeniu gry.

Kluczem do sukcesu jest bardzo, bardzo precyzyjna komunikacja. Należy przyjąć, iż nowi gracze o kulturze grania w larpie nie wiedzą nic lub prawie nic. Nie znają ani pojęć, ani kulturowego kodu. Raczej nie zadają pytań – ale to wcale nie oznacza, że wszystko jest dla nich jasne. Kluczowe informacje trzeba powtórzyć kilka razy i upewnić się, iż zarówno prowadzący, jak i gracze, rozumieją komunikat tak samo.
Na kilka rzeczy trzeba się też przygotować. Przede wszystkim prawie na pewno wśród graczy pojawią się tacy, którzy odruchowo przeprowadzą stres test naszej gry. Znajdą najdziwniejsze sposoby, by sprawdzić jak głęboko sięga królicza nora. Sprawdzą zarówno jakość rekwizytów i poczują się rozczarowani, kiedy rekwizyty będą miały formę typowych larpowych propsów. Lepiej jest przygotować ich mniej, ale niech będą wyższej jakości.
Postacie tła ci samorzutni testerzy diegezy potraktują jak strażników przed pałacem Buckingham. W trakcie samej gry będą też celowo wybierać złe rozwiązania, by sprawdzić czy gra to tylko show, czy też forma rozgrywki, w której naprawdę mają wpływ na przebieg opowieści. Innymi słowy: przygotujmy się dobrze, bo nasz świat gry zostaniem poddany wszechstronnej ocenie i fantazyjnym próbom.

Jeśli chodzi o samą rozgrywkę, nowi gracze wolą działanie od rozmów. Cenią sobie mini gry. Dobrze czują się, jeśli gra jest mocno staktowana i składa się z konkretnych faz lub epizodów. Lepiej jest też zaprojektować dla nich gry PvE niż PvP, gdyż te drugie prawie zawsze wywołują nie tylko rywalizację, ale sporą dawkę negatywnych emocji. Dla nas, autorów, to spore utrudnienie. Gry PvP mają niższą barierę wejścia niż PvE. Wymagają więc lepszego przygotowania wszystkich komponentów: od pomysłu, poprzez warsztaty po samą rozgrywkę i jej składowe. Jednak wysiłek włożony w ten przygotowania zdecydowanie się opłaca.

Spisaliśmy wszystkie ważne rzeczy i poddaliśmy się urokowi pobliskiego jeziora. Kajak, pływanie, gadanie na pomoście, ogólne ładowanie akumulatorów. Wszystkim nam było tego trzeba. Wieczorem zabraliśmy się za aktualną edycję konkursu Golden Cobra. Mikołaj poprowadził kreatywne warsztaty w stylu tych nanolarpowych, ale poluźniliśmy trochę ich strukturę i nie wyszło z nich nic… Skończonego. W odróżnieniu od poprzedniej sesji, nie udało nam się zrobić działającego prototypu. Mieliśmy mnóstwo pomysłów ale w którymś momencie rozmieniliśmy się na drobne. Była to mała gorzka lekcja, która też nas czegoś nauczyła. Na szczęście z nawiązką wynagrodził ją widok sąsiedniej galaktyki, mgławicy Andromedy. Amy przywiózł ze sobą teleskop, 150mm newtona, którego we trzech zataszczyliśmy na pole. Pogoda sprzyjała, było ciepło, bezwietrznie i sucho. Tylko Urana nie udało nam się wypatrzeć, ale zamierzamy spróbować w piątek. Zaczniemy wcześniej, koło Księżyca powinien być też Saturn…