Niedziela, 1 września – Od wiewiórki do centaura

Kochany dzienniku!

Piąta ucieczka. Przy innych imprezach zazwyczaj celebrowaliśmy okrągłe rocznice i staraliśmy się nadać im jakiś wyjątkowy charakter. Tym razem jakoś nie było na to czasu. W ubiegłych latach ucieczka trafiała w dość spokojny obszar kalendarza. Tym razem jest ina­czej. Wpadliśmy z biegu, nie udało nam się zamknąć wszystkiego na czas i na tydzień zostawić za sobą. Przyciągnęliśmy za sobą ogon niedokończonych i ledwo napoczętych spraw. Czy uda nam się otrząsnąć głowy i tak po prostu usiąść do pracy nad nowymi pomysłami? Zobaczymy.

Popołudnie było skwarne, zjechała się większość zapowiedzianych uczestników i nie myśląc wiele, wspólnie udaliśmy się szukać ochłody w jeziorze. Alaska w tym roku wyjątkowo zezwierzęcona, wita nas życie. Wiewiórki, kozy, owce, psy i dwa małe koty. Po kąpieli transformujemy chatę U Eda na naszą tymczasowe siedlisko twórcze, rozpakowujemy książki i wydruki. Potem kolacja w Lipnicy, dojeżdża do nas Dorota i w do kompletu brakuje nam tylko Marii, którą zbieramy z autobusu późnym wieczorem w środku burzy.

Nim spadł deszcz zebraliśmy dwa i wieczór wśród grzmotów i starych utworów Depeche Mode spędziliśmy przy kominku, starając się nie rozmawiać o larpach. Wyszło nam nieźle, zamiast plotek o larpowych sensacjach tego lata ruszyliśmy zabawy znane z impro w tym wspólne snucie opowieści.

Droga ekipo. Za złe czarownice-wiewiórki, krasnoludzką królewnę Śnieżkę przecierającą szkła za barem swą brodą, za centaura i księcia i galaktyki ukryte w plastrach buraków, halabardy w kieszeniach, wydrążona kopyta i happy end z płaszczem niewidką… Dziękuję. Już wiem, że to będzie dobry i kreatywny tydzień.

A ona niech tam sobie leży… 😉

Od jutra wykłady, debaty i sesje kreatywne. Zaczynamy.