Notat­ki z uciecz­ki, 10 wrze­śnia – like a pro

Kocha­ny dzienniku,

Dziś ostat­ni dzień pra­cy. W zało­że­niu miał być luź­niej­szy, mie­li­śmy zro­bić jed­ną pre­zen­ta­cję a potem sesję poste­ro­wą. Oczy­wi­ście wyszło ina­czej. Zamiast jed­nej pre­zen­ta­cji mie­li­śmy aż dwie, wywią­za­ła się nam tez dys­ku­sja o kolej­nej edy­cji HLR. Dzień zakoń­czy­ły uro­dzi­no­we obcho­dy Szam­pon i Karo­li­ny. Cokol­wiek by o tym dniu nie powie­dzieć, z chil­lo­utem nie miał on nic wspólnego.

Wra­ca­jąc do prezentacji.
Pierw­sza z nich była omó­wie­niem arty­ku­ły Liz­zie Stark, Elin Nil­sen Tri­ne Lise Lin­dahl “How to wri­te a larp script”. Powstał on przy oka­zji wyda­nia książ­ki “Larps from the fac­to­ry”. Publi­ka­cja ta zawie­ra 23 lar­py nor­we­skich auto­rów, a zro­dzi­ła się przy oka­zji szer­sze­go pro­jek­tu na któ­ry skła­da­ły się też warsz­ta­ty i pre­zen­ta­cje doty­czą­ce doku­men­to­wa­nia gier oraz warsz­ta­tów, tech­nik i metod ich prowadzenia.
Autor­kom uda­ło się spi­sać przej­rzy­sty i kla­row­ny doku­ment, z któ­rym każ­dy twór­ca myślą­cy o publi­ko­wa­niu swo­ich lar­pów (czy to za dar­mo, czy też odpłat­nie) powi­nien się zapo­znać. Kil­ka punk­tów szcze­gól­nie przy­ku­ło naszą uwa­gę, jako że nigdy – lub pra­wie nigdy – nie poja­wia­ją się w pol­skich sce­na­riu­szach print&play (jak na przy­kład podział chec­kli­sty na dwie sek­cje “do zro­bie­nia przed lar­pem” i  “do zro­bie­nie w cią­gu 24 godzin przed lar­pem” – jest tego znacz­nie więcej).

Dru­gą pre­zen­ta­cję prze­pro­wa­dził Amy. Mia­ła ona doty­czyć sze­ro­ko poję­tych narzę­dzi dla twór­ców gier, ale sku­pi­li­śmy się na samych meto­do­lo­giach pro­ce­su pro­duk­cyj­ne­go i pro­jek­to­we­go. Jako pierw­szy omó­wi­li­śmy model kaska­do­wy, zna­ny sze­rzej jako water­fall. Jego naj­więk­szą wadą były duże odstę­py cza­su, w trak­cie któ­rych zle­ce­nio­daw­ca nie wie jak wyglą­da pro­dukt. Otrzy­mu­je dopie­ro osta­tecz­ną wer­sję, któ­ra bar­dzo czę­sto nie speł­nia jego ocze­ki­wań. Nie jest to sytu­acja przy­jem­na ani dla zle­ce­nio­daw­cy (któ­ry nie dosta­je tego, co chce i za co zapła­cił) ani dla zle­ce­nio­bior­cy (w naj­lep­szym razie tra­ci klien­ta i reputację).
Dla­te­go na prze­ło­mie wie­ków gru­pa 17 pro­gra­mi­stów uło­ży­ła i opu­bli­ko­wa­ła “Agi­le Mani­fe­sto” – Mani­fest Zwin­ne­go Wytwa­rza­nia Opro­gra­mo­wa­nia. Stał się on fun­da­men­tem m.in dwóch naj­po­pu­lar­niej­szych meto­do­lo­gii pro­duk­cji, przede wszyst­kim w bran­ży IT. Tak naro­dzi­ły się kan­ban i scrum.
Amy przed­sta­wił nam wad i zale­ty każ­dej z nich, dys­ku­to­wa­li­śmy rów­nież o tym, czy i jak moż­na zasto­so­wać je do pro­ce­su wytwa­rza­nie nie opro­gra­mo­wa­nia, a lar­pów. Scrum, ze wzglę­du na wbu­do­wa­ny mecha­nizm esty­ma­cji cza­su ukoń­cze­nia pro­jek­tu, wyda­je się lep­szy do naszych potrzeb. Oczy­wi­ście, jest to duże i skom­pli­ko­wa­ne narzę­dzie. Ale takie też robią się nasze pro­jek­ty – zwłasz­cza te, ktróe są orga­ni­zo­wa­ne jako wyda­rze­nia komercyjne.

Po pre­zen­ta­cji przy­szedł czas na dys­ku­sje o następ­nej edy­cji HLR. Czas na ich publi­ka­cję przyj­dzie przy pod­su­mo­wa­niu tego­rocz­nej impre­zy, na co potrze­bu­je­my jesz­cze kil­ku chwil.

Nasz ostat­ni dzień robo­czy płyn­nie prze­szedł w zie­lo­ną noc, wypeł­nio­ną winem, śpie­wem, śmie­chem i domo­wy­mi ciast­ka­mi. Pio­trek oprócz swo­ich słyn­nych cia­ste­czek owsia­nych dodał do menu andru­ty z deli­kat­nym cze­ko­la­do­wym kre­mem. Gru­bo po pół­no­cy znów wzię­ło nas na youtu­be par­ty – tym razem oglą­da­li­śmy wyjąt­ko­we i nie­zwy­kłe fil­my wypeł­nio­ne tań­cem. Mie­li­śmy nie­od­par­te wra­że­nie, że był on bar­dziej agi­le niż kaban i scrum razem wzięci…

Znad pól wyło­ni­ła się mgła. Stra­ci­li­śmy oka­zję na kolej­ną sesję z tele­sko­pem. Na widok Satur­na i jego pier­ście­ni będzie­my musie­li pocze­kać do następ­nej ucieczki.