1 września 2015, smażalnia form żywych
Kochany dzienniku. Dzisiaj kolejny dzień upałów. Co prawda gotujemy się cali, ale wciąż mamy ukryte rezerwy do walki z naszymi konceptami. MG finiszuje ze strukturami swojej gry o przesłuchaniu śmierciożerców, KK też pocisnęła swoje karciane dwory i wygląda to naprawdę obiecująco. Co prawda coraz dalej tej grze od Alicji, ale w sumie – czy to ważne? Ważne, żeby gra była dobra. Jak na razie obie tak wyglądają. Moje dwa projekty też suną do przodu, aczkolwiek raczej w tempie średnio żwawego lodowca. Mam z nimi trochę problemu, wiesz. Jedna bardzo mi się rozrosła. W tej chwili wygląda na larp dla około 80 graczy, przydałby się też pałac z ładnymi ogrodami. Drugą chciałbym zgłosić do tegorocznej edycji LNL, aczkolwiek nie wiem czy ten pomysł w życiu okaże się przynajmniej tak dobry jak wygląda na papierze. Co by nie mówić, w tym roku to nie temat, a dwugodzinny limit czasu na każda gier jest największym wyzwaniem. Tak czy inaczej, najbardziej w krzakach jest MM, który wciąż nie wybrnął z odpisywania na maile. WK przez cały poranek ciął karton na model swojej gry.
To jest nie do wytrzymania. Idziemy się kąpać…
Krótka relacja z części teoretycznej. Zabraliśmy się ostrzej do pracy z soczewkami, opracowaliśmy dzisiaj podwójną porcję, tak więc bliżej nam do końca niż dalej. Mamy z nimi coraz więcej roboty, ponieważ niektóre z nich zaczynają się powtarzać, zwłaszcza kiedy odczytujemy je w larpowym kontekście. Coś mi się zdaje, że powstanie z tego polska wersja językowa soczewek dla larpowców. Potem przyszedł czas na human drives i tu dopiero zaczęły się schody. Rozpoczęliśmy od modelu Nahmana (wspólnie z KK i WK zrobiliśmy jego przeskalowaną wersję full color!) a potem okazało się że MM ma jeszcze kilka mądrych schematów pochowanych w swoim telefonie. Także i je przenieśliśmy na duży format. Teraz nasza jaskinia wygląda już jak prawdziwe miejsce pracy, musimy tylko poprzyklejać tu i ówdzie więcej kolorowych postitów…
Wszystkie te narzędzia są tak bardzo cool, jak trudne w użyciu. Rozmowa naturalną koleją rzeczy skręciła więc w stronę „co ich kręci, co podnieca, co możemy i umiemy dać im w grze”. Od kilku lat bardzo dużo mówi się o tym, że trzeba jasno komunikować nie tylko to o czym jest larp, ale i dla kogo. Kto może, ale i kto nie powinien w niego grać. Wykresy, które nas teraz otaczają na pewno pomagają odnaleźć odpowiedzi na te pytania. Pomagają też zdefiniować co jest osią, esencją, rdzeniem naszej gry oraz o jakie elementy warto ją rozszerzyć.
Wszystko to wiąże się właśnie z tymi emocjonalnymi mikrosilnikami, które napędzają każdego człowieka do działania. Honor, miłość, troska, poczucie wspólnoty, dzielenie się, dominacja, harmonia, przygoda, status… Dużo do wyboru, łatwo się w tym pogubić.
No dobra. Obiad. I jeszcze jedna kąpiel.
Wieczór upłynął nam pod znakiem testów. WK zademonstrował po co te wszystkie kartoniki no i dokonaliśmy rewelacyjnego odkrycia „łucznicy są przegięci”. W tym aspekcie jego projekt okazał się więc bardzo mainstreamowy. Potem sesja z moja grą o wynalazkach. Uratował ją MM, naprawiając rzecz nienaprawialną. Gra stała się lżejsza, radośniejsza i o niebo bardziej uporządkowana. Chwała mu za to na wieki, teraz trzeba przygotować wersję 2.0. Dzień zakończył się efektownie i epicko prawdziwą alaskańską burzą. Kto był, temu tłumaczyć nie trzeba. Dla pozostałych: pomiędzy fioletowym światłem piorunów następowały krótkie okresy ciemności. Zgasiliśmy więc światło, wyłączyliśmy komputery i zapaliliśmy świece.
Ostatnią letnią burzę uczciliśmy rozmową o potworach…