Notatki z ucieczki, 31 sierpnia – A Bat Day
Kochany dzienniku,
Jesteśmy tu znów. Pola jak co roku powitały nas gryczaną czerwienią. Jesteśmy Tu… Ale w tym roku jest nam trudniej niż kiedykolwiek wcześniej zostawić Tam, gdzie jego miejsce to znaczy daleko. Oby się udało.
Zapakowani po dach książkami, flipchartami, lampkami, pisakami lądujemy na Alasce. Raczej ulga niż radość. Niepokój gdzieś w środku, bo znajome miejsce wydaje się inne, nietożsame. Niespodzianka! Wita nas dawno nie widziany Banan, widzimy też Kapeluszy, którzy odpoczywają tu od tygodnia. Zrzucamy sprzęt, pakujemy Banana do samochodu i śmigamy po Dorotę, które czeka na nas od kilku godzin w Lipnicy.
Szybka podróż wąskim asfaltem. Radosne spotkanie, książka w prezencie od Doroty, prosto do larpowej biblioteczki. Będzie czytane! Kolacja, pierogi i larpowe gadanie. Miało nie być larpowego gadania tego wieczoru, ale jest.
Z powrotem na Alasce. Anektujemy jadalnię. Rozwijamy wykładziny, przestawiamy stoły, zapalamy białe lampki z Wszytko dla N. Proces przerywa nietoperz, któremu naruszyliśmy domowy mir. Trudno stwierdzić kto się boi bardziej. On lata w kółko, my staramy się wskazać mu drzwi, on w końcu bunkruje się w jakimś zakątku. Mieścimy się razem w jednej przestrzeni. Jadalnia staje się miejscem pracy. Dojeżdża do nas mocno spóźniony Pablo.
Wyciągamy wino, siadamy w siódemkę przy stole i oficjalnie otwieramy nasza czwartą ucieczkę. Ucieka mi autobus ha#tagów, bo ich nie zapisuje. Przecież zapamiętam.
Od jutra wykłady, dyskusje, prototypowanie. Przyjadą kolejni uczestnicy, ja wpadnę w codzienny rytm pisania bloga. Musimy odwiedzić jezioro, pójść na spacer, przewietrzyć głowę. Pogapić się na chmury. Ciekawe, z czym wrócimy w tym roku?